Rimmel, Precious Stones, Diamond Dust (nr 001)

/
9 Comments
Coś zawsze musi u mnie kuleć. Z początku mojej blogowej działalności dość mało było tematów makijażowych, a teraz na rzecz make upów osłabiło się moje pisanie recenzji lakierowych i kosmetycznych. Dlatego mała przerwa od "malunków" (choć zakolejkowane mam już dwa na przyszłe dni... :-)) dobrze Wam zrobi, ponieważ chcę zaprezentować jeden z najpiękniejszych lakierów, jaki ostatnimi czasy zasilił moją kolekcję.


A oto sprawca mojego zachwytu: Rimmel Precious Stones. To mieszanka popielato-srebrnych drobinek z dodatkiem srebrnych, holograficznych, małych sześciokątów. Seria ta została wypuszczona jeszcze w tamtym roku, obejmuje dwie pozycje (oczywiście z zauroczenia tym szaraczkiem poleciałam kupić czerwień, ale o niej innym razem). 


Choć jestem znana z tego, że nie cierpię szarych lakierów na mojej płytce, ten natomiast - jak już wcześniej wspomniałam - zdobył moje serce. Jego tajemnica tkwi w wyjątkowej teksturze. I choć w buteleczce wygląda ślicznie, to na wieeeeelki  plus zyskuje na paznokciach! I tu niespodzianka: kiedy mi wyschnęły trzy warstewki tego specyfiku (w celu pełnego krycia, ale szybko moje dłonie stały się "użyteczne"), moim oczom ujawniła się ciekawa tekstura, zupełnie różniąca się od innych glitterów. Na moje oko to przypomina piaskowe wykończenie, choć producent w ogóle nie dodawał żadnego dopisku, że ów lakier pozwala uzyskać naprawdę piękny efekt. Może nazwa tego odcienia, "Diamond Dust" wskazuje na takie śliczne wykończenie, którego zdjęcia nawet w pełni nie odzwierciedlają? :-)


Widziałam w Internecie swatche tego lakieru z warstwą top coatu na wierzchu i w moim odczuciu, to niestety dodatkowy blask działa na jego niekorzyść. Dlatego nawet nie zamierzałam go lakierować bezbarwnościami. Nim go zakupiłam, w sieci postanowiłam poczytać recenzje o nim. Padło wiele zarzutów co do trwałości - że jeszcze tego samego dnia po pomalowaniu odpada całymi płatami. No u mnie nienaruszony trzymał się cztery dni, więc tu się miło zaskoczyłam.


Małym minusem - choć to akurat pojęcie bardzo względne - jest szeroki pędzelek, którym łatwo zalać skórki. Zmywa się dość opornie, konieczne jest zastosowanie metody foliowej. Z dostępnością nie będziecie mieć większego problemu, bo osobiście widziałam je jeszcze przy szafach Rimmel. Jeśli chodzi o wymyślne glittery, to cena jest nieco wyższa, niż np. Jolly Jewels. Tam za ponad 10 ml lakieru cena waha się od 10 do 13 zł, a ten za 8 ml produktu zapłaciłam 12.39.

Przy okazji mam dla Was kolejną szczęśliwą nowinkę. Otóż, mój makijaż a'la Brigitte Bardot zdobył kolejne wyróżnienie! <3 Dla takich chwil warto żyć i mieć pasję!


You may also like

9 komentarzy:

  1. wow!
    przypomina mi trochę piaseczki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana proszę zrób coś z czcionką, świetnie, ciekawie piszesz, ale nie da się tego rozszyfrować wśód tych cętek! Oczy bolą po pierwszym akapicie. Co do lakieru to rzeczywiscie przykuwa uwagę, ja akurat lubię szaraczki więc podoba mi się to!

    OdpowiedzUsuń
  3. Sliczny lakier, cudne pazurki, zle sie niestety czyta poniewaz przeswitujace plamki wnikaja w tekst i strasznie meczy to oczki i zostalas przeze mnie nominowana do Liebster award po szczegoly zapraszam tu :http://tesiamaluje.blogspot.de/2013/04/liebster-award-po-raz-3.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Lakier jest świetny, jestem pod wrażeniem

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje! <3 A lakier, sparkle sparkle, na impreze bardzo fajnie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny lakier i myślę, że miałaś świetny pomysł żeby oszczędzić go przed topem nabłyszczającym.. sam w sobie jest tak ładny, że całkowicie się z Tobą zgadzam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super lakier, chciałam kupić taki ale czerwony ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. kocham wszystko co się świeci, więc ten lakier po prostu muuuszę mieć :D

    OdpowiedzUsuń