Golden Rose, Jolly Jewels, nr 109

/
1 Comments
Wymyślenie paru zdań powitalnych sprawia mi nieco problemu (z całą pewnością nie wynika to z niedbalstwa, lecz z usilnej chęci uniknięcia sztampowości), dlatego może na wstępie wyznam Wam, dlaczego w ogóle pojawiam się w blogosferze.
Nie jestem w tym temacie świeżynką. Na samą myśl o moich pierwszych podrygach dostaję rumieńców - to były czasy szkoły podstawowej, moda na posiadanie bloga ogarnęła wszystkie moje koleżanki. Dzięki szatańskim - ale jakże przydatnym - stronom internetowym, które zapamiętują poszczególne witryny, czasem wracam do wczesnonastoletnich, blogowych zwierzeń. :) Reakcji na tamte wypociny nie muszę nikomu przedstawiać - podobne odczucia towarzyszą po odczytaniu pamiętnika po pięciu latach. Jakkolwiek przygoda z blogami-dziennikami trwała krótko, ponieważ później moją uwagę na długo zaprzątnęły blogi fanowskie, przekształcające się później w fansite'y. Moje zainteresowania co do idoli ulegały zmianie, ale w ciągu sześciu lat takiej zabawy nauczyłam się tworzyć strony (na dzisiejsze standardy już bardzo ubogie, wstyd opowiadać o tym szerzej), obyłam się z kilkoma interesującymi skryptami i od tego zaczęło się tworzenie grafiki. Ta moja bardzo podstawowa wiedza w temacie WWW zresztą wywróciła do góry nogami moje życie prywatne, ale to temat na inny raz. :-)
Blog taki jak ten długo chodził mi po głowie. Chciałam dzielić się moimi pasjami i zainteresowaniami. Ostatecznie przekonał mnie do zrealizowania tego planu Mój Ukochany, który zresztą ma ogromny wkład w tym. Generalnie zamierzam tutaj pokazywać moje makijaże (kocham to robić, kocham!), ciekawe/przydatne sposoby na pielęgnację urody oraz recenzować kosmetyki. Nie chciałabym przy tym zamykać kręgu tematów, ponieważ lubię coś zwiedzić, przeczytać, pooglądać, upiec, upichcić... Uff, może się z tego zrobić niezły misz-masz! :-)

To by było na tyle tytułem przywitania. Przechodzę już do typowo blogowej rzeczywistości.

Lakierów marki Golden Rose z serii Jolly Jewels nie muszę nikomu przedstawiać. I choć jestem nieco "przeterminowana" ze swoją recenzją (ponieważ ten temat przemaglowany został wiele razy na blogach), to nie mogłam się powstrzymać z pokazaniem ich także u siebie. Jak żadne dotychczas lakiery, te zdobyły moje serce totalnie. Dotychczas uzbierałam dopiero pięć kolorków z tej serii, ale zamierzam powoli, acz sukcesywnie, zdobywać kolejne pozycje. Absolutnie wpadają w moje gusta - są bardzo glamour i nietuzinkowe, a ja kocham błyskotki. :-) Nie widzę przeszkód, by używać ich na co dzień, choć dla niektórych takie pazurki są zbyt krzykliwe. Dają naprawdę mnóstwo możliwości, co mocno za nimi przemawia. Bodajże parę dni temu zostało wprowadzone kilka nowych kolorów, które mnie bardzo, ale to bardzo zachwyciły. Po prostu mój must have! Ta firma chce chyba mnie puścić z torbami... :-)


Na pierwszy ogień idzie numerek 109 - przezroczysta, różowa baza z zanurzonymi z dwoma rodzajami drobinek: białymi i błyszczącymi w kolorze fuksji. Można nakładać na dowolny lakier bazowy, ale ja pomalowałam nim paznokcie solo, stosując dwie warstwy, co daje uroczy, nienachalny i dość dyskretny, a jednak efektowny manicure. Aż nie mogę się napatrzeć na moje szponki, kiedy wyglądają tak uroczo. :-) Przywodzą mi na myśl pudrowe cukiereczki lub lukrowane ciasteczka z białą cukrową posypką.


Powiem Wam, że do niedawna nie należałam do wielkich zwolenniczek lakierów marki Golden Rose. Owszem, niska cena i mnogość dostępnych w ofercie barw to niewątpliwe plusy tych produktów, lecz denerwowała mnie w nich konieczność długiego oczekiwania na wyschnięcie. O dziwo, z tym lakierem nie musiałam powstrzymywać się od wszelakich zajęć przez ok. godzinę, by nie naruszyć pomalowanych paznokci. Wyschnął bardzo szybko, ale już nieco gorzej z trwałością, ponieważ dziś noszę go drugi dzień i już dostrzegłam starte końcówki.


Cenowo lakiery z serii Jolly Jewels wypadają drożej od innych serii tej marki. Kupowałam je początkowo po 12.90; można je znaleźć bardzo często, np. na stronie producenta, za 10.90; natomiast odkryłam u mnie w miasteczku sklep, w którym są po 9.90 i właśnie ten, który Wam prezentuję tyle kosztował. Aczkolwiek sądzę, że warte są tych pieniędzy. Wcześniej w sklepach nie było dostępnych takich bajecznych lakierów, a jeśli już, kosztowały w porównaniu z tymi krocie.

Wkrótce swatche pozostałych pozycji Jolly Jewels, jakie dotychczas udało mi się zdobyć. Wierzę, że wśród Was są równie zachwycone tymi lakierami jak ja i z przyjemnością popatrzą po raz kolejny na ich recenzję. :-)


You may also like

1 komentarz:

  1. bardzo podoba mi się ten lakier niestety u siebie nie umiem go znaleźć :/

    OdpowiedzUsuń