Nadszedł czas na małą odsapkę od Jolly Jewels, choć mam jeszcze sporo lakierków z tej serii do zaprezentowania. Na dodatek ich liczba w moich zbiorach wzrosła do dziesięciu, więc kilka jestem do przodu w zdobyciu całej kolekcji... :-)
Choć lakiery marki MIYO są dość popularne i tanie jak barszcz (u mnie po 2.99, ale wiem, że w wielu miejscach ceny sięgają 4-5 złotych), to nigdy wcześniej nie zaopatrywałam się w nie. W końcu postanowiłam spróbować, bo uznałam, że moje zbiory lakierowe - choć różne firmy posiadam - są wyraźnie zdominowane przez Golden Rose. Wpadł mi w oko ten brązik i jeszcze jeden purpurowy fiolet. Ten drugi wkrótce również doczeka się recenzji, na chwilę obecną skupię się na czekoladce. :-)
Cóż, ciężko mi się wypowiedzieć na temat jego rzeczywistej trwałości, ponieważ na wierzch położyłam warstewkę top coatu. Lakierek nosiłam trzy dni, a później zmyłam, gdyż lubię często zmieniać wizerunek moich paznokci. Przez ten czas zero odprysków, tylko końcówki się pościerały. Krycie uzyskane na zdjęciach to wynik trzech cieniutkich warstewek. Niestety, nie jestem w stanie podać numerka tego odcienia, ponieważ na moim egzemplarzu na próżno szukałam takowej informacji.
Reasumując, dla mnie ten produkt w ostatecznym rozrachunku ma więcej plusów i minusów. Z technicznej strony na oklaski zasługuje dostępność (no z tym raczej nie ma problemu...), cena i gramatura (często zmieniam lakier na paznokciach, dokupuję nowe i mija dużo czasu, nim wrócę do używanego niegdyś, więc lepiej, by kosmetyk się nie zepsuł tylko ładnie się zużył). A moje odczucia co do koloru, to jedynie kwestia gustu, więc co do jakości jestem jak najbardziej na tak!
Rzeczywiście w buteleczce ma więcej uroku, ale mnie i tak się podoba :)
OdpowiedzUsuńmam bardzo podobny odcień z catrice. Ale takie lakiery zostawiam na jesień :P
OdpowiedzUsuńmnie się podoba!
OdpowiedzUsuń