Kuracja REVITALASH - start / przed | GlamDiva

/
2 Comments

Piękne, długie i podkręcone rzęsy to pożądana przez kobiety ozdoba oka. Nic dziwnego - na takie rzęsy wystarczy nałożyć dobrą mascarę i codzienny makijaż oka w wielu przypadkach praktycznie mamy z głowy. Osiągnięcie wymarzonych rezultatów umożliwiają specjalistyczne odżywki. Prekursorką tego typu produktów jest Revitalash - ich słynny wyrób pojawił się kilka lat temu i szturmem zdobył popularność.

Na pewno niejednokrotnie widziałyście zdjęcia na blogach sprzed i po kuracji, porównujące stan rzęs. W wielu przypadkach efekt był naprawdę szokujący. Ponieważ od chwili zawładnięcia rynku przez Revitalash popyt na odżywki do rzęs regularnie wzrastał, pojawiło się wiele firm, które wypuściły swoją własną propozycję środka na porost włosków. Dlatego mamy dowolność zarówno pod względem kompozycji składników, jak i cen. Jednak ja pozostałam przy najbardziej rozsławionej i pionierskiej wersji.


Stosuję póki co odżywkę w formie jednomililitrowej próbki, natomiast dostępne są pełnowymiarowe wersje 2.0 ml i 3.5 ml. Nie została zawarta informacja, na ile taka ilość, jaką posiadam, wystarczy przy codziennym stosowaniu, ale już po trzech tygodniach mają być widoczne pierwsze rezultaty. Natomiast na pełne "WOW!" muszę poczekać 3-4 miesiące.


Stosowanie odżywki jest dziecinnie proste i nie zajmuje wiele czasu. Produkt raz dziennie, na oczyszczoną skórę, nakłada się cieniutkim pędzelkiem wzdłuż linii rzęs, jakbyśmy malowały kreseczkę eyelinerem. Nie zostało dokładnie określone w instrukcji, kiedy konkretnie mamy dokonywać codziennej aplikacji Revitalash, ale chyba wszyscy się zgodzicie, że najoptymalniejszym momentem jest wieczór - po demakijażu, po myciu, przed pójściem spać. :-)


Należy uważać, by kosmetyk nie dostał się do oka - w przeciwnym razie poszczypie (sama się już o tym przekonałam, jestem po pierwszej aplikacji odżywki). Zbytnio nie obawiam się jednak tego, ponieważ Revitalash jest przetestowany dermatologicznie i oftalmologicznie, więc nie powinien narobić szkód.


Po specyfikacji i paru słów o produkcie, czas na część "pokazową". Moje prawdziwe rzęsy w zasadzie mogłyście niejednokrotnie widzieć w tutorialach w trakcie tworzenia makijażu (jeśli chodzi o zdjęcia efektu końcowego, niemalże zawsze doklejam sztuczne rzęsy). Ale jeśli już mówimy o odżywce, która ma za zadanie stricte poprawić wygląd i kondycję rzęs, warto omówić mój punkt wyjścia.


Niejednokrotnie mówiłam, że nie narzekam na swoje rzęsy. Bo ani nie są rzadkie, ani nie wypadają w nadmiarze. Jednak ich minusem jest to, że rosną zupełnie prosto. Jak druty. Tak jak zakręcenie moich włosów to wyzwanie (bo jeszcze nie odkryłam skutecznej metody na zrobienie sobie loków, która będzie trwała), tak podkręcenie rzęs to kwestia bardzo chwilowa. Na powyższym zdjęciu rzęski występują w wersji saute.


A tak wyglądają po nałożeniu jednej warstwy mascary. Absolutnie nie nazywam tego tragedią, bo wiem, że zdarzają się naprawdę krótkie rzęsy lub takie, których miejscami nie ma, tworząc prześwity. Jednak z ciekawości wypróbuję odżywkę i sprawdzę, czy wpłynie ona choć trochę na podkręcenie włosków. U mnie efekt, gdy zrobię sobie makijaż, jest taki, że te prosto rosnące rzęsy - choć pomalowane - to w ogóle ich nie widać, gdy patrzę na wprost.

Trzymajcie za mnie kciuki - dzisiaj drugi dzień będę nakładać Revitalash. Powiem Wam szczerze, że mam wiele zapału i nie mogę doczekać się pierwszych rezultatów (a już najbardziej momentu po kilku miesiącach, gdy zestawię nowe zdjęcia z powyższymi).

UŻYWAŁYŚCIE REVITALASH? A MOŻE INNYCH ODŻYWEK DO RZĘS? CZY SPEŁNIAŁY WASZE OCZEKIWANIA?



You may also like

2 komentarze: